Podróż 1 - Dookoła świata Turcja

Park narodowy Yedigöller

Przez - 7 sierpień 2013

Godzina 10:00, wjazd na autostradę koło lotniska na obrzeżach Stambułu, jakeś 20 przystanków na wschód od mieszkania naszego hosta, czyli 58 przystanków i 1 przeprawę promem od centrum. Miejsce nie najlepsze do łapania stopa – wszyscy jadą szybko, nie ma gdzie się zatrzymać, przed nami rozwidlenie dróg. Postanawiamy iść przed siebie, podobno niedaleko są bramki poboru opłat za autostradę. Bez wielkich nadziei, raczej dla czystego sumienia w czasie marszu pokazujemy tabliczkę „Izmit”. Ku naszemu zaskoczeniu, zatrzymuje się już trzeci samochód. Po kolejnych kilku podwózkach, na które nie czekamy nawet pięciu minut, wiemy już, że łapanie stopa jeszcze nigdzie nie było takie proste. Nawet w zeszłym roku w Chinach, a to już coś znaczy. Co więcej, nikt (łącznie z policją) nie ma tu problemu z zatrzymywaniem się na autostradzie.
Niespodziewanie, kierowca trzeciego z kolei pojazdu (starego, rozlatującego się TIR-a) po paru minutach jazdy, nie pytając nawet, czy umiemy prowadzić, zaproponował zamianę za kierownicą. Odpowiedź mogła być tylko jedna i już po chwili staliśmy na poboczu autostrady, zamieniając się miejscami. Najpierw ja, potem Hania. Choć od razu na głębokiej wodzie (na autostradzie), TIR-a prowadzi się przyjemnie, trzeba tylko nauczyć się trafiać w biegi, których jest sporo :)
Później trzech kolejnych kierowców przekazywało nas między sobą, nie do końca wiemy dlaczego, bo po turecku mówimy wciąż słabo, ale warto było zdać się na nich, bo ostatni dowiózł nas, jak się wydawało, blisko celu – do miasteczka Yigilca. Wydawało się, bo pozostałe 40 km do parku narodowego Yedigöller to droga, po której jechało średnio pół samochodu na godznę, a stopa Europejczyka nigdy tam nie stała. Fantastyczne miejsce. Każdy, kto przejeżdżał, zatrzymywał się, żeby nas podwieźć, ludzie częstowali jedzeniem i zapraszali do siebie na noc.
My jednak chcieliśmy dotrzeć do parku, gdzie mieliśmy spotkać się z Kubą i Tomkiem i nocować w namiotach. Nasz zapał do spania w namiocie zmalał, gdy kilka kilometrów przed parkiem trafiliśmy na martwego, w połowie zjedzonego niedźwiedzia. Ostatecznie jednak zdecydowaliśmy się na nocleg w parku, tylko we dwójkę, bo chłopaki nie dotarli. Ich towarzystwo godnie zastąpili nam panowie z obsługi. Zaprosili nas do siebie na herbatę i tak spędziliśmy u nich cały wieczór. Świetna atmosera, choć oczywiście nikt z nich nie znał innego języka niż turecki.
A rano śniadanie (które noc spędziło poza namiotem, na wypadek, gdyby kolega spotkanego niedźwiedzia postanowił wpaść na imprezę) i… znów zaproszenie na herbatę do panów leśniczych. Jak tu odmówić? Parę herbat i godzin później do parku przyjechała para Włochów, którzy zgodzili się podwieźć nas do cywilizacji, gdzie, spotkawszy Kubę i Tomka, ruszyliśmy w stronę Kapadocji… Aha, wspomniałem, że w parku było ładnie? Było. Ale nie to spowodowało, że będziemy to miejsce wspominać bardzo miło :)

DSC03676[1]

Hania prowadzi TIR-a

DSC03716[1]

Martwy niedźwiedź

DSC03743[1]

Park narodowy Yedigöller

DSC03755[1]

Zaprzyjaźnieni strażnicy parku

TAGI
1 komentarz
  1. Odpowiedz

    Adaś

    8 sierpień 2013

    Mówiłem, żebyście wzięli ze sobą Jurę – przynajmniej Warwick’a nie musielibyście się obawiać ;]

ZOSTAW KOMENTARZ

MACIEJ SZARSKI
z ekipą
Wrocław, Polska

Hej! Jesteśmy grupą przyjaciół z Wrocławia, którzy w 2013 roku postanowili przerwać studia, rzucić pracę i ruszyć w podróż, Teraz wiemy już, że to była świetna decyzja, a pasja podróżowania do dzisiaj kieruje naszym życiem. Więcej o nas tutaj :)

Podróż 2 – Ameryka Środkowa
Szukaj
Statystyki
Liczba podróży: 2
Dni w podróży: 495 (+1*)
Odwiedzone kraje: 36
Przejechane kilometry: 57661
Największa wysokość: 6088 m
Najmniejsza wysokość: -28 m

* okrążając świat przeżyliśmy, tak jak Fileas Fogg, jeden dzień więcej niż ci, którzy spokojnie siedzieli wtedy w domach :)