Przez - 25 styczeń 2014

Następnego dnia droga łącząca Myawaddy z resztą kraju jest już otwarta, jedziemy więc autobusem w stronę Rangunu. Gdy tylko ruszamy, nasi birmańscy towarzysze zakładają ciepłe buty, długie spodnie, bluzy, polary, kurtki, czapki, rękawiczki i… zastygają w oczekiwaniu. Chwilę później temperatura spada grubo poniżej naszych przypuszczeń. Wszystkie okna parują od zewnątrz, ludzie naciągają śpiwory na ostatnie odsłonięte fragmenty twarzy, a kierowca odzianą w rękawiczkę ręką poprawia na głownie wełnianą czapkę z pomponem. Nasze spiwory, które zdały egzamin w Himalajach, tu okazują się niewystarczające, nawet w połączeniu z ciepłymi polarami. No tak, ostrzegali, że autobus będzie klimatyzowany… Zastanawia nas tylko, skąd Birmańczycy mają te wszystkie ciepłe ubrania – przecież temperatura nie spada w tym kraju nigdy poniżej 15 stopni. Najwyraźniej kupują je specjalnie na podróże autobusami, a cały sektor handlu zimowymi ubraniami istniej tu tylko dzięki klimatyzacji.
Pierwszy postój – wyczołgujemy się ze śpiworów i zmarznięci wychodzimy na zewnątrz. Uderzenie gorąca. Temperatura wciąż powyżej 30 stopni. A ludzie w pośpiechu ściągają wszystko, co niedawno na siebie założyli. Tylko kierowca siedzi twardo w środku, na moment zdejmując nawet rękawiczki – widać, od częstego jeżdżenia jest już zahartowany. Przerwa się kończy i znów w ruch idą buty, spodnie, bluzy, polary, kurtki, czapki, rękawiczki. I tak na każdym kolejnym postoju. Oj dziwne tu panują zwyczaje, jeśli chodzi o klimatyzację.
Po 17 godzinach jazdy docieramy do Rangunu zwanego też Yangonem. W 1989 roku oficjalną nazwę miasta właśnie na „Yangon” (a także kraju z „Birma” na „Mijanma”) zmieniła rządząca junta. Nie wszystkie państwa taką zmianę jednak uznały i do dzisiaj obie nazwy używane są równolegle.
Pierwszego dnia pobytu w byłej (przeniesionej w 2005 do Naypyidaw) stolicy udajemy się na drugą stronę rzeki Yangon do podmiejskiej wioski Dalah. Mimo, że od miasta dzieli nas zaledwie 10-minutowa przeprawa promem, to mamy tu okazję zobaczyć jak żyje się na birmańskiej prowincji w delcie rzeki. Ludzie zajmują się głównie uprawą ryżu lub rybołówstwem, a wszystkie domy zrobione są ze zbitych lub nawet związanych ze sobą bambusowych desek. Nic dziwnego, że cyklon Nargis, który uderzył w 2008 roku spowodował tu wielkie zniszczenia. Oprócz ogromnych strat materialnych, zarówno w Dalah, jak i innych nadmorskich regionach, w wyniku cyklonu zginęło też około 140 tysięcy Birmańczyków. Ta liczba mogłaby być dużo mniejsza, gdyby rządząca junta zdecydowała się zaakceptować oferowaną z różnych stron świata pomoc. Dopiero po tygodniu od kataklizmu władze zgodziły się łaskawie przyjąć wsparcie w postaci leków, żywności i pieniędzy, wciąż odmawiając jednak wjazdu ludziom, którzy je dostarczyli. Jako powód podały… brak wiz. Wiele statków, które przypłynęły do Birmy wyładowane najpotrzebniejszymi artykułami z całego świata, po kilku tygodniach oczekiwania u wybrzeży kraju, odpłynęło nie dostarczywszy potrzebującym nic. Dlaczego tak uparcie odmawiano wpuszczenia zagranicznych służb? Prawdopodobnie chodziło o referendum konstytucyjne w sprawie rozszerzenia uprawnień junty, które zaplanowane było na 10 maja, czyli 8 dni po uderzeniu cyklonu. Zdecydowanie korzystniejsze w kontekście referendum było dla władzy otrzymanie pomocy na własne ręce i rozdystrybuowanie jej samodzielnie wyborcom. A jakby jeszcze przypadkiem ktoś z zagranicy zauważył przekręty przy głosowaniu? Tego junta chciała uniknąć za wszelką cenę. Bo to, że przekręty były, jest oczywiste – za przyjęciem zmian proponowanych przez juntę zagłosowało podobno 94% obywateli, a sondaże przed referendum wskazywały, że aż 62% społeczeństwa jest na „nie”. No cóż, zapewne nagła zmiana nastrojów…
No ale wracając do Dalah – objeżdżamy wioskę na rikszach, odwiedzamy tutejszą świątynię i spływamy łódką w dół rzeki. Po południu wracamy promem do miasta i jedziemy zobaczyć pagodę Szwegadon. To największa pagoda w Birmie i prawdopodobnie najstarsza na świecie, bo licząca sobie ponad 2600 lat. Jest jednym z najważniejszych miejsc kultu Birmańczyków, a w jej pobliżu odbywały się wszystkie najważniejsze demonstracje w historii kraju, łącznie z tymi ostatnimi w czasie Szafranowej Rewolucji w 2007 roku. Pagoda oraz otaczający ją kompleks wyglądają, szczególnie w nocy, niesamowicie. Do ich wykonania użyto 9 ton złota, 5440 diamentów i 2317 innych drogocennych kamieni, a w środku wśród skarbów umieszczone się podobno włosy samego Buddy. Wokół pagody znajduje się osiem punktów do modlitwy. Modląc się, wybrać należy punkt odpowiadający temu z ośmiu dni tygodnia, w którym się urodziło. Tak, ośmiu, bo w kalendarzu birmańskim tydzień ma aż osiem dni. Miejsce na ten jeden dodatkowy znalazło się w środę – do południa jest wtedy dzień trzeci (budha), a po południu czwarty (yahu). W ogóle dzień tygodnia narodzin jest w dla Birmańczyków bardzo ważny. Dzieciom nadaje się na przykład imiona zaczynające się na literę przyporządkowaną do ich dnia urodzenia. Każde dziecko może mieć dowolną ilość imion, ograniczoną tylko kreatywnością rodziców. A każde imię znaczy coś w języku birmańskim. Nie mają za to nazwisk, ani żadnego fragmentu imienia, który dziedziczyliby po mamie lub tacie. Przez to, i przez brak jakiegokolwiek rejestru, często niemożliwe jest odszukanie swoich, nawet niedalekich, przodków czy krewnych.
Kolację jemy w dzielnicy chińskiej, która jest tutaj całkiem spora. Smażony makaron z krewetkami i innymi smakołykami. A na deser… szarańcza. To bardzo tani i popularny tutaj przysmak. Smażona jest w głębokim tłuszczu i mocno przyprawiona, a jedzą ją Birmańczycy jak chipsy. I nawet nam smakuje, choć to zapewne zasługa przypraw :) Najedzeni szarańczą wracamy do hotelu, gdzie zasypiamy, nie wiedząc jeszcze jaki mrożący krew w żyłach pokaz czeka nas jutro…

Łódka w Dalah

Łódka w Dalah

Pagoda Szwegadon

Pagoda Szwegadon

Szarańcza

Szarańcza

Szarańcza

Szarańcza

Szarańcza

TAGI

ZOSTAW KOMENTARZ

MACIEJ SZARSKI
z ekipą
Wrocław, Polska

Hej! Jesteśmy grupą przyjaciół z Wrocławia, którzy w 2013 roku postanowili przerwać studia, rzucić pracę i ruszyć w podróż, Teraz wiemy już, że to była świetna decyzja, a pasja podróżowania do dzisiaj kieruje naszym życiem. Więcej o nas tutaj :)

Podróż 2 – Ameryka Środkowa
Szukaj
Statystyki
Liczba podróży: 2
Dni w podróży: 495 (+1*)
Odwiedzone kraje: 36
Przejechane kilometry: 57661
Największa wysokość: 6088 m
Najmniejsza wysokość: -28 m

* okrążając świat przeżyliśmy, tak jak Fileas Fogg, jeden dzień więcej niż ci, którzy spokojnie siedzieli wtedy w domach :)