Podróż 1 - Dookoła świata Nepal

Wypatrzeć nosorożca

Przez - 31 październik 2013

Do Pokhary docieramy ledwo żywi. Zasypiamy w ciągu sekundy ze świadomością, że nie będzie nam dane się wyspać – o 5:00 planujemy pobudkę, żeby jeszcze raz spojrzeć na nepalskie ośmiotysięczniki. Podobno poranny widok znad jeziora w Pokharze na góry i ich odbicie w wodzie jest cudowny. Niestety, gdy wstajemy, wszystkie szczyty zasłonięte są chmurami. Zamiast podziwiać widoki, jemy śniadanie i wracamy do Katmandu, gdzie dopiąć musimy kilka spraw związanych z wizami do Indii, Birmy i Australii. Między odwiedzinami w kolejnych ambasadach, udaje nam się zobaczyć parę okolicznych atrakcji: Swayambunath, Bodhnath i Bhaktapur.
Swayambunath to stupa (buddyjska świątynia) stojąca na wzgórzu na obrzeżach Katmandu z widokiem na całe miasto. Stojąc na szczycie widzimy, jak słabo jest ono rozwinięte – ulice nie są w ogóle oświetlone, w wielu miejscach trzeba chodzić z latarką, a część dzielnic w ogóle nie ma o tej porze elektryczności – decyzją rządu prąd wyłączany jest codziennie na osiem godzin, a w zimie często nawet na dłużej. Mimo, że Nepal posiada idealne warunki naturalne do budowy elektrowni wodnych, jest ich wciąż za mało i nie wytwarzają wystarczającej ilości energii. Zatem każdy radzi sobie jak może – jedni zawczasu ładują akumulatory, inni używają baterii słonecznych, ale większość po prostu zapala świeczki. Swayambunath słynie też z ogromnej ilości małp, które skaczą między zwiedzającymi, bawią się i iskają, zjeżdżają z kopuły stupy i huśtają się na linach z buddyjskimi chorągiewkami.
W Bodhnath także podziwiać można buddyjską stupę – jedną z największych na świecie i najważniejszych dla Tybetańczyków. Kiedyś modlili się w niej wyruszając lub kończąc podróż przez Himalaje – zbudowana została na początku szlaku handlowego prowadzącego z Katmandu do Tybetu. Dzisiaj służy głównie tybetańskim uchodźcom mieszkającym w Nepalu.
Bakhtapur z kolei jest dwunastowiecznym, podobno bardzo ciekawym i klimatycznym miastem. Do jego zwiedzenia zniechęciła nas jednak cena – jak to często tutaj bywa, piętnastokrotnie wyższa dla obcokrajowców niż dla Nepalczyków.
Załatwiwszy wszystkie konieczne sprawy w Katmandu i zostawiwszy paszporty w ambasadzie Birmy, jedziemy na południe kraju do słynącego z dużej populacji nosorożców indyjskich Parku Narodowego Chitwan. Tam już w dzień przyjazdu zaczynają się atrakcje – po południu idziemy na krótki spacer po dżungli. Pierwsze w oczy rzucają się krokodyle leżące nad wodą. Podobno niegroźne, bo roślinożerne, ale widząc ich zęby, wolimy nie sprawdzać. Po drugiej stronie rzeki pod lasem dostrzegamy dwa pawie. Poznajemy je oczywiście po ogonach, choć podobno w czasie okresu godowego (okolice czerwca) są jeszcze bardziej okazałe. Na koniec kilka jeleni oraz różne ptaki – wszystkie piękne i kolorowe. Po powrocie z dżungli kolacja i pokaz kultury Tharu (tutejszej ludności). Mimo, że robi się z tego trochę taką szopkę pod turystów, to ku naszemu zaskoczeniu, jest nawet całkiem ciekawie.
Następnego dnia wstajemy o 4:30 i jedziemy jeepem na safari po dżungli w poszukiwaniu nosorożców. Mijamy kilka jeleni, sporo ptaków, aż w końcu… dostrzegamy kobrę królewską! Siedzi na drzewie kilkadziesiąt metrów od drogi i patrzy na nas groźnie. Kobra królewska jest największym jadowitym wężem na świecie – osiąga nawet do 6 metrów długości. Po jej ugryzieniu dorosły mężczyzna bez pomocy medycznej może umrzeć po 15-30 minutach, a jej jad jest w stanie zabić nawet słonia. Po krótkiej serii zdjęciowej (z bezpiecznej odległości), ruszamy dalej. Mamy szczęście, że ją spotkaliśmy – podobno ostatni raz widziana była ponad pół roku temu, a nasze zdjęcia chętnie oglądają nawet lokalni. Liczymy, że uda nam się też wypatrzeć przedstawicieli innych występujących tu gatunków: tygrysa bengalskiego, niedźwiedzia, lamparta, no i oczywiście nosorożca. Limit szczęścia się już jednak wyczerpał i przez najbliższe trzy godziny widzimy tylko małpy, jelenie, dzikie świnie i ptaki. W dodatku pod koniec łapie nas tropikalna ulewa i po trzech minutach jesteśmy przemoknięci do suchej nitki. W czasie półgodzinnej drogi powrotnej na pace jeepa umieramy z zimna.
W hotelu chwila na ogrzanie się i idziemy na kąpiel ze słoniami. Wjeżdżamy na ich grzbietach do rzeki, a one bawią się z nami oblewając nas wodą z trąby i zrzucając co chwilę do wody. Fantastyczne przeżycie!
Po południu dalsze atrakcje. Zaczynamy od spływu nepalskim czółnem rzeką płynącą przez dżunglę. Na jej brzegu siedzą krokodyle – zarówno te niegroźne roślinożerne, jak i większe krokodyle błotne, które z chęcią jedzą każdy rodzaj mięsa. Na szczęście, gdy przepływamy obok, są akurat zajęte wylegiwaniem się na plaży i nie są nami zainteresowane. Poza tym tereny przy rzece są domem dla niezliczonej ilości gatunków ptaków.
Po 45 minutach dopływamy do miejsca, z którego dalej idziemy pieszo. Po kolejnych 30 minutach w końcu dostrzegamy dwa nosorożce. Nasz przewodnik udziela nam którtkich instrukcji na wypadek ataku: „uciekajcie zygzakiem – nosorożce są bardzo szybkie, biegają nawet z prędkością 45 km/h, ale mało zwrotne”, „zrzućcie z siebie jakiś element ubioru – mają bardzo dobry węch, ale słaby wzrok i jest duża szansa, że zamiast nami, zajmą się ubraniem”, „jeśli to możliwe, wespnijcie się szybko na drzewo – nosorożce tego nie potrafią”. Przeszkoleni zakradamy się bliżej. Są wielkie – mają po około 3,5 m długości i ważą około 2 ton. Na wolności na całym świecie żyje ich zaledwie około 3000. Żywią się głównie trawą, ale, gdy poczują się zagrożone, mogą być niebezpieczne dla ludzi. Podobno niedawno jeden z przewodników zginął tutaj w wyniku ataku nosorożca.
Wracając spotykamy jeszcze dzikie kury. To chyba ostatnie zwierzęta, które posądzalibyśmy o życie w dżungli pełnej węży, krokodyli, tygrysów, i innych drapieżników. Od kur domowych różnią się tym, że są ładniejsze i bardziej kolorowe oraz potrafią lepiej latać. Spotykamy też szakala oraz odwiedzamy centrum rozrodcze słoni, gdzie dowiadujemy się jak tresowane i wykorzystywane do pracy są słonie w południowym Nepalu.
O 22 znów wybieramy się na spacer – podobno w nocy zaobserwować można gatunki, których w dzień nie da się zobaczyć. Nam niestety szczęście nie dopisuje i nie widzimy nic, oprócz nieba pełnego gwiazd.
Następnego dnia wracamy do Katmandu. Tam odbieramy wizy do Birmy i ruszamy stopem w stronę granicy indyjskiej. Zabiera nas na pakę ciężarówka z wielkim napisem „SEE YOU” na tyle. W ogóle wszystkie pojazdy w Nepalu są bogato zdobione, a każdy z nich ma na karoserii wypisane motto lub sentencję. Kilka przykładów zaobserwowanych przez nas: „Risky rider”, „Highway tiger”, „Goods carrier”, „Offroad express”, „Road king”, „Speed control”, „Slow drive long life”, „King of speed”, „Facebook”, „Miss you”, „Good luck”, „Love”, „Open heart”, „Blow horn”, „Lovely eyes”, „Wait for signal”, „Titanic exprss”, „One mistake game over”, „Hero of the road”, „Just for you”, „Don’t touch me”.
W ciężarówce siedzimy na rolkach wełny mineralnej, które wieziemy, a każdy, kto jedzie za nami i widzi trzech białych na pace, macha nam i nas pozdrawia. Takiej podróży mamy jednak szybko dosyć – trzęsie nami niemiłosiernie, a pięciogodzinna jazda dłuży się w nieskończoność. Do granicy indyjskiej docieramy dopiero drugiego dnia, po drodze mijając jeszcze ciekawe rozwiązanie inżynieryjne – żarówkę podłączoną bezpośrednio do linii energetycznej i oświetlającą znajdujący się pod nią stragan. Na przejściu granicznym nie zatrzymuje nas nikt i poświęcamy sporo czasu, żeby najpierw znaleźć odpowiednią osobę, a potem wytłumaczyć jej, że musimy dostać pieczątkę wjazdową na wizie. Gdy już się udaje, wkraczamy do indyjskiego Raxaul – najbrzydszego miasta świata…

Kobra królewska

Kobra królewska

Kąpiel ze słoniami

Kąpiel ze słoniami

Spływ przez dżunglę

Spływ przez dżunglę

Autostop na pace

Autostop na pace


167

Żarówka podłączona do linii energetycznej

TAGI

ZOSTAW KOMENTARZ

MACIEJ SZARSKI
z ekipą
Wrocław, Polska

Hej! Jesteśmy grupą przyjaciół z Wrocławia, którzy w 2013 roku postanowili przerwać studia, rzucić pracę i ruszyć w podróż, Teraz wiemy już, że to była świetna decyzja, a pasja podróżowania do dzisiaj kieruje naszym życiem. Więcej o nas tutaj :)

Podróż 2 – Ameryka Środkowa
Szukaj
Statystyki
Liczba podróży: 2
Dni w podróży: 495 (+1*)
Odwiedzone kraje: 36
Przejechane kilometry: 57661
Największa wysokość: 6088 m
Najmniejsza wysokość: -28 m

* okrążając świat przeżyliśmy, tak jak Fileas Fogg, jeden dzień więcej niż ci, którzy spokojnie siedzieli wtedy w domach :)