Przez - 31 lipiec 2014

„Ladies and gentlemen, we have safely landed at Sydney Kingsford Smith Airport. Local time is 10:45 and the temperature is 24°C.” – rozlega się z głośników samolotu linii Air Asia, którym lecimy.
Australia. Trzeci kontynent na naszej trasie i kraj, w którym spędzimy prawdopodobnie parę miesięcy, żeby zrobić na dalszą podróż. Przynajmniej taką mamy nadzieję – wszystko zależy jednak od tego, jak szybko uda nam się znaleźć pracę. Na razie wiemy tylko, że kończą nam się pieniądze i na życie bezrobotnych w Sydney długo nie będzie nas stać. Nie będzie nas też wtedy stać na samolot powrotny do Polski. A więc nie mamy wyjścia, musimy zacząć zarabiać.
Z lekką obawą zbliżamy się do bramek kontroli paszportowej. Na wizy umożliwiające nam pracę w Australii czekaliśmy ponad cztery miesiące. Musieliśmy udowodnić, że skończyliśmy odpowiednią uczelnię (a jedyną taką w Polsce jest Politechnika Wrocławska), odpowiedni kierunek (dający wykształcenie inżynierskie), zdać na odpowiednim poziomie test językowy, przejść badania lekarskie, przedstawić zaświadczenie o niekaralności i wypełnić kilkadziesiąt stron formularzy. A gdy w końcu wizy nam przyznano, nie dostaliśmy żadnego potwierdzenia w paszportach ani jakichkolwiek innych dokumentach. Wszystko jest podobno zapisane w systemie australijskiej służby celnej. Ale systemowi jakoś tak czasami ciężko zaufać…
Tym razem technologia jednak nie zawiodła:
– Welcome to Australia, mate – uśmiecha się celnik oddając mi paszport – Witaj w Australii, stary.
U Grześka też najwyraźniej wszystko w porządku, bo chwilę później odbieramy już razem plecaki i wychodzimy z lotniska. Mamy zapisany adres Stephena, z którym przez couchsurfing umówieni jesteśmy na dwa noclegi. Bez problemu odnajdujemy na planie miasta Elisabeth Street, ale jej położenie nie zgadza się ze wskazówkami dojazdu, które wysłał nam Stephen.
– Właściwe Sydney jest bardzo małe i mało kto ma w adresie zamieszkania wpisane „Sydney” – tłumaczy nam zaczepiony pracownik metra – Metropolia składa się z 649 zarządzanych oddzielnie osiedli nazywanych „suburbs”, a nazwa Elizabeth Street jest bardzo popularna i prawdopodobnie znajduje się na każdym z nich. W waszym adresie wpisane jest Ashfield, nie Sydney, więc musicie jechać najpierw na osiedle Ashfield i tam szukać ulicy Elizabeth Street – wyjaśnia.
– No worries, mate! – dorzuca jeszcze, gdy dziękujemy za pomoc – Spoko, stary!
Choć słyszeliśmy, że Australia jest droga, a Sydney to najdroższe miasto w kraju, to cena metra nas przeraża – $17,20, czyli prawie 50 zł za jednorazowy bilet. No cóż, póki nie zaczniemy zarabiać będziemy musieli chodzić na piechotę.
W Ashfield przyjmuje nas Cassiopee, 14-letnia córka Stephena. Stephen jest bardzo uduchowionym człowiekiem. W domu wiszą zarówno krzyż z Jezusem oraz obrazki chrześcijańskie, jak i podobizny Buddy, a sam gospodarz wróci później, bo poszedł właśnie na wspólne muzykowanie z Hare Krishna. Mieszka tylko z córką, z którą przyjechał z Francji, gdzie miał wcześniej kilka żon, ale w Australii wszedł w związek ze sporo starszym od siebie mężczyzną, który umarł rok temu i z którego siostrą ma teraz bardzo dobry kontakt. Mają też papugę o imieniu Fabrice, którą nauczyli nucić Marsyliankę.
Gdy Stephen wraca do domu okazuje się być dziwnym, ale bardzo miłym człowiekiem, któremu kozia bródka i przesiadująca ciągle na ramieniu papuga dodają wyglądu zwariowanego magika.
Wieczorem przygotowujemy z Grześkiem kolację, a Stephen zakochuje się w mizerii. Mówi też, że za dwa dni ma innych gości i nie będziemy mogli zostać u niego dłużej, na co trochę liczyliśmy. A że o tej porze roku inny couchsurfing w Sydney będzie znaleźć bardzo trudno, a na hostel nas obecnie nie stać, mamy nie więcej niż dwa dni na znalezienie możliwie taniego mieszkania w Sydney…

Na ramieniu Fabrice

Z papugą Fabrice

TAGI

ZOSTAW KOMENTARZ

MACIEJ SZARSKI
z ekipą
Wrocław, Polska

Hej! Jesteśmy grupą przyjaciół z Wrocławia, którzy w 2013 roku postanowili przerwać studia, rzucić pracę i ruszyć w podróż, Teraz wiemy już, że to była świetna decyzja, a pasja podróżowania do dzisiaj kieruje naszym życiem. Więcej o nas tutaj :)

Podróż 2 – Ameryka Środkowa
Szukaj
Statystyki
Liczba podróży: 2
Dni w podróży: 495 (+1*)
Odwiedzone kraje: 36
Przejechane kilometry: 57661
Największa wysokość: 6088 m
Najmniejsza wysokość: -28 m

* okrążając świat przeżyliśmy, tak jak Fileas Fogg, jeden dzień więcej niż ci, którzy spokojnie siedzieli wtedy w domach :)